Złapani w pułapkę promocji. Idą do sądu
DNB przez długie miesiące nie pamiętał o tym, by weryfikować wypełnianie przez klientów warunków. Przypomniał sobie o tym dopiero w tym roku. I weryfikował bardzo skrupulatnie. Klienci opowiadali, że czasem wystarczyło, iż jeden przelew kilka lat temu przyszedł za późno, klient wpłacił na konto o 100 zł za mało lub jakaś transakcja kartowa rozliczyła się o dwa dni później, niż powinna, by bank podwyższył marżę kredytową o 0,5-2 proc. (w zależności od zapisów w umowie) aż do końca trwania kredytu. Klienci się skarżyli, że bank przerzuca na nich ciężar udowadniania, iż nie popełnili błędu (przekopywanie się przez wyciągi sprzed kilku lat bywało skazane na niepowodzenie).
Hakowa polityka banku
Zdziwiła mnie ta „polityka hakowa”: karanie symbolicznego błędu popełnionego np. 30 miesięcy temu wielotysięczną karą wydaje się przesadą. Gdy poprosiłem o wyjaśnienia i o zmianę podejścia do klientów, bank zaczął w niektórych przypadkach uwzględniać reklamacje (dotyczyło to 20 proc. z kilku tysięcy reklamacji). Jednak generalnie z egzekwowania zasad promocji się nie wycofał, mimo że klienci przeprowadzili zmasowaną akcję informacyjną nie tylko w polskim internecie, ale też na skandynawskich stronach społecznościowych prowadzonych przez bank.
W przypadku „zwykłego” banku to by pewnie pomogło, ale DNB od kilku lat nie prowadzi w Polsce działalności detalicznej i trudno wyrządzić mu większe szkody reputacyjne. Większość klientów, razem z kontami, kartami, lokatami i innymi produktami, „sprzedał” Getin Bankowi, ale tych hipotecznych Getin nie wziął. DNB skasował też sieć placówek (dziś do dyspozycji klientów jest tylko jedna, w Warszawie).
Klienci – w liczbie ok. 70 – zgłosili się do warszawskiej kancelarii HMK i wspólnie wystąpili z wnioskiem o zawarcie ugody, negocjacje jednak zakończyły się fiaskiem. Dziś, jak mówią, w grę wchodzi już tylko sąd. – Będziemy się domagali powrotu do promocyjnych warunków spłaty kredytu. Cały czas wypełniamy warunki narzucone przez bank, choć uznajemy je za nieuczciwe i niezgodne z prawem. Liczymy, że przyłączy się do nas jak największa liczba kredytobiorców DNB – mówi Magdalena Lerczak, przedstawicielka buntowników. Przez grupę założoną przez klientów na Facebooku przewinęło się 600-700 osób.
Klienci idą do sądu
Hubert Moryson-Kowalski i Andrzej Stefanowicz, prawnicy wspierający klientów, zdradzili mi część argumentów, których zamierzają użyć. Jednym z nich jest kwestia sprzedaży wiązanej. – Bank miał ofertę standardową, ale klient nie miał realnej możliwości z niej skorzystać. Oferta promocyjna była de facto standardową – mówi prawnik. Z unijnego prawa wynika tymczasem, że w tej części umowy, która definiuje główne świadczenia stron, nie powinno być dodatkowych obowiązkowych produktów. Można natomiast łączyć dwa produkty występujące w ofercie oddzielnie – a więc kredyt może być z ubezpieczeniem lub bez niego. – W tym przypadku mamy pozorną sprzedaż łączoną, a tak naprawdę zakazaną sprzedaż wiązaną – mówi mec. Moryson-Kowalski.
Pełnomocnicy klientów postarają się też podważyć obowiązek ponoszenia przez nich wysokich kar niewynikających z niespełnienia tzw. świadczenia głównego (w tym wypadku – spłaty rat). Według prawnika nie można karać klienta podwyżką głównego świadczenia, gdy ten wykonuje sumiennie główną część swojego zobowiązania, bo takie postępowanie byłoby sprzeczne z naturą tego zobowiązania. – Świadczenie główne jest wypełnione: wzrost marży wynika z niespełnienia warunku dotyczącego dodatkowego produktu.
W grze znajdą się też argumenty o niewspółmierności przewinienia do kary (bo to sprzeczne z dobrymi obyczajami).
„Jesteśmy otwarci na rozmowy ugodowe, ale wszystko zależy od indywidualnej sytuacji Klienta. Respektujemy wszystkie zapisy w umowach, na które zgodziły się obie strony, a wszystkich klientów traktujemy jednakowo” – pisze bank w oświadczeniu.